W 35 tygodniu ciąży poszłam na spotkanie z położną w szpitalu by omówić poród siłami naturalnymi. Położna, w czasie rozmowy zadawała wiele pytań, by jak najlepiej poznać przebieg mojej ciąży. Jednym z nich było pytanie o moją wadę wzroku. Nieco zdziwiona stwierdziłam, że byłam niedawno u okulisty na rutynowym badaniu. Dostałam jednak zalecenie dokładniejszej kontroli. Okazało się, że w oku odkleja mi się siatkówka, co przy porodzie siłami naturalnymi może prowadzić nawet do utraty wzroku. Niestety, lekarz nie był w stanie zagwarantować mi wygojenia po leczeniu laserowym i koniec końców dostałam zalecenie cesarskiego cięcia. Zawiedziona, bo zawsze myślałam, że urodzę naturalnie zaczęłam szukać informacji co i jak.

Niestety bardzo szybko okazało się, że podręczniki nie poświęcają sporo miejsca tej – bardzo popularnej – operacji. Dziś podzielę się z Wami więc moją historią i tym jak krok po kroku przebiegała cała procedura.

1. Zalecenie

Na początek musiałam uzyskać opinię lekarza – w moim przypadku dostałam ją od okulisty i z takim papierkiem udałam się do mojej ginekolog. Przedstawiłam dokument i zapadła decyzja o planowym cesarskim cięciu. Następnie udałam się do najbliższego szpitala by wyznaczyć datę przyjęcia na oddział patologii ciąży. Termin został wyznaczony na tydzień przed oszacowanym terminem porodu.

2. Czekanie

Ponieważ wiedziałam, że w moim przypadku jeśli poród zacznie się przed przyjęciem do szpitala, bardzo ważne będzie by szybko znaleźć się na miejscu miałam dodatkowy stres. Przez dwa tygodnie miałam częste jednak nie regularne skurcze i odwiedziłam w tym czasie izbę przyjęć w celu sprawdzenia, czy poród się nie rozpoczyna. W mojej ocenie nie jestem panikarą i udałam się, ponieważ skurcze męczyły mnie cały dzień, a że to pierwszy poród nie wiedziałam, czego oczekiwać. Pamiętajcie przy okazji, że lepiej pojechać raz więcej niż narazić dziecko.

3. Przyjęcie do szpitala

W dniu planowego przyjęcia udałam się rano z mężem do szpitala. Było to moje pierwsze planowe przyjęcie i w sumie nie spodziewałam się, że aż tyle cierpliwości będzie to wymagało. Sporo dokumentacji do wypełnienia pomiędzy, by w końcu po prawie 4 godzinach dostać łóżko. Po przyjęciu byłam również zbadana ginekologicznie i Pani dr oceniła masę i położenie dziecka. Przeprowadzono również badanie krwi i moczu (do oddania następnego dnia o poranku) oraz KTG i dostałam informację, że gdy będzie wyznaczony termin cięcia to mi dają znać.

4. Przygotowanie

Tego samego dnia, otrzymałam jeszcze informację, że jutro na 10 będę miała zabieg. Dostałam kolejne formularze do wypełnienia oraz ankietę anestezjologiczną. Przyszedł również lekarz by porozmawiać ze mną o znieczuleniu i mojej historii zdrowia. Wieczorem pielęgniarki poprosiły mnie do lady i wyjaśniły jak należy się przygotować do zabiegu. Otrzymałam specjalny płyn do kąpieli – do wykorzystania wieczorem i rano, myjki oraz koszulę do zabiegu. Poinstruowano mnie, że mam również mieć ogolone krocze i być gotowa na godzinę przed zabiegiem.

5. Cesarskie cięcie

Rano ponownie wykonano KTG i około 10 poproszono mnie do lady. Mimo, że godzina już się zbliżała nie spodziewałam się, że to już. Dałam więc buziaka mężowi i z uśmiechem na ustach poszłam z Panią do sali przygotowawczej. Tam czekały na mnie kolejne dokumenty i pytania. Po nich zaprowadzono mnie do sali operacyjnej.

Na początku położono mnie na łóżku i podpięto do aparatury. Następnie poproszono bym usiadła, po czym wykonano znieczulenie pomiędzy kręgi. Szczerze to, bardziej bolało rozsuwanie kręgów palcem anestezjologa niż samo ukłucie. Później szybko położono mnie na łóżku (przy asekuracji) i już po chwili nie czułam nóg. Wtedy założono cewnik i przystąpiono do zabiegu. Ginekologiem ani lekarzem nie jestem, dlatego nie będę się skupiać na samym zabiegu. Możecie poczytać o nim np. tutaj.

Moje odczucia to ucisku i lekkiego szarpania. O tym, że dziecko jest już na świecie zorientowałam się, gdy lekarz podał godzinę a chwilę później usłyszałam cichy płacz. Nie było tak jak na filmach – wrzeszczącego niemal dzieciaka. Raczej ciche kwilenie mojej kruszynki. Dowiedziałam się rownież, że była owinięta pępowiną. Małą wzięto do kącika obok na badanie a mi podano mi oksytocynę i zaczęto zszywanie.

Gdy córeczka została już zbadana i oceniona, pokazano mi ją i przystawiono koło twarzy. Byłam w takim szoku i tak szczęśliwa, że pamiętam tylko ciepło jej ciała, to, że mówiłam, że ją kocham i że nie mogłam uwierzyć, że już jest z nami. Później ją zabrano na salę pooperacyjną a mnie zszyto do końca. Następnie przewieziono mnie na salę pooperacyjną, gdzie podano mi leki przeciwbólowe.

6. Po operacji

Przyniesiono mi córeczkę i dostawiono do piersi jak tylko wykazała zainteresowanie ssaniem. Mogę z pewnością pochwalić Panie na intensywnej opiece. Nie tylko dbały o mnie po zabiegu ale również o moją córeczkę. Po 6h mogłam podnieść łóżko do pozycji półleżącej a po kolejnych dwóch godzinach pomogły mi wstać i pochodzić. Z pewnością największą pomocą był prysznic po odcewnikowaniu. Przyszli również fizjoterapeuci i przedstawili ćwiczenia przeciw zakrzepowe. Córeczka była głównie przy mnie – nawet chciała się tulić do mamusi. Na noc, gdy spałam, Panie zabrały ją do pokoiku obok i przynosiły gdy była głodna. W sali intensywnej opieki mógł przebywać mój mąż (lub jedna bliska osoba) do pomocy. Odwiedzający byli wypraszani, gdy przyjmowano nowe pacjentki lub przeprowadzano badania.

Następnego dnia po ponad 24h od zabiegu przeniesiono mnie do pokoju, gdzie byłam już cały czas z córeczką i spędziłam resztę czasu w szpitalu.

7. Wypis

W dniu wypisu przy porannym badaniu poinformowano mnie, że córka kwalifikuje się i mam czekać na wypis. Do wyjścia ze szpitala potrzebny był wypis pediatryczny oraz ginekologiczny. Tak zakończyła się moja przygoda w szpitalu.

Po drodze miałyśmy jeszcze problemy z żółtaczką, przystawieniem do piersi i karmieniem, który ostatecznie udało nam się pokonać dzięki rozkręcaniu laktacji, ale o tym kiedy indziej.

Subskrybuj i polub:

Facebook
Facebook
Twitter
YouTube
YouTube
Pinterest
Pinterest
Instagram

Lucyna

Z wykształcenia jestem programistką i logistykiem. Na co dzień żoną i matką, która uwielbia planować, organizować i tworzyć DIY. Szyję, wycinam, wymyślam, tworzę to co mi w sercu gra. Uwielbiam unikatowe projekty a w każdą wykonywaną przeze mnie rzecz wkładam dużo miłości. Jestem pozytywnie zakręcona na punkcie urządzania mieszkania i planowania wesel. W tematyce ślubnej jestem od ponad 10 lat wpierw zdobywając doświadczenie w restauracji a obecnie pomagając moim bliskim narzeczeństwom tworzyć spójną koncepcję i stylistykę wydarzenia pilnując by organizacja przebiegała zgodnie z planem.