Za niespełna miesiąc mój blog będzie obchodził pierwszą rocznicę. Do tej pory widzieliście głównie moje projekty DIY a także dowiedzieliście się co nieco o moim macierzyństwie i sposobach planowania różnych rzeczy. W weekend otrzymałam bardzo miłą wiadomość, z prośbą o opisanie mojej drogi do programowania i wiecie co? Zdziwiłam się, że dawno tego nie zrobiłam! Tak więc dziś bez projektu DIY opowiem Wam o mojej drodze do kariery w IT. Na starcie warto wiedzieć, że wcale nie trzeba spędzać całego dnia przed komputerem i spokojnie, jak ja, można mieć inne pasje i zainteresowania poza programowaniem. Bez pisania kodu jednak ani rusz ale zacznijmy od początku.
Moje programistyczne początki
Do komputerów ciągnęło mnie zawsze! Odkąd pamiętam fascynował mnie ich sposób działania. Moje pierwsze kroki w kierunku programowania miały miejsce jeszcze w gimnazjum. Poznałam tam algorytmy, które budowaliśmy w Eli oraz Baltie. Czy sądziłam wtedy, że zwiążę z tym swoją karierę? Nie! Jednak od początku byłam w tym dobra i bez problemu radziłam sobie z rozwiązywaniem nawet skomplikowanych zadań.
W liceum uczęszczałam do klasy o profilu matematyczno – fizyczno – informatycznym. Jak wielu uczniów na tym poziomie poznałam Turbo Pascala i pisałam swoje pierwsze programy. Sam Pascal nie należał jednak do moich ulubieńców. Zadania rozwiązywałam bez większych problemów, jednak skupiałam się wówczas bardziej na innych przedmiotach a niekiedy same zadania „programistyczne” były dla mnie nudzące i wtórne.
Decydując się na studia długo zastanawiałam się nad wyborem kierunku. Jednym z moich pomysłów była informatyka, jednak nie byłam do niego w pełni przekonana, mając świadomość, że jest to zawód trudny i mocno zdominowany przez mężczyzn. Mój wybór padł wtedy na logistykę. Na kierunek dostałam się bez problemu i z nim rozpoczęłam moją karierę akademicką.
Od logistyki do programowania
Bardzo szybko na moich studiach okazało się że logistyka przychodzi mi łatwo. Piątek z góry na dół może nie miałam i zdarzały się potknięcia ( chemia 🙁 ) ale moje wyniki wyróżniały się na tle innych i zawsze byłam w ścisłej czołówce. Miałam wówczas wielkie szczęście, gdyż trafiłam na fantastycznego prowadzącego ćwiczenia z fizyki, który zasugerował mi, że na tej logistyce to trochę się marnuję i powinnam skupić się na czymś innym – może informatyce? Dało mi to wówczas mocno do myślenia. Mój ówczesny chłopak (obecnie mąż) podszedł do pomysłu z wielkim entuzjazmem i wpiera mnie do dziś w tej drodze.
Pierwsza sesja utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam w moim życiu miejsce na więcej. Stwierdziłam co szkodzi spróbować – mogę studiować dwa kierunki dziennie a jak nie dam rady to będę się martwić później.
Latem złożyłam więc papiery na drugi kierunek. Na informatykę również dostałam się bez problemu i zaczęłam wtedy moją prawdziwą przygodę z programowaniem. Nie będę Was czarować, że studiowanie dwóch kierunków jest super proste i dla każdego. Tak nie jest, trzeba mieć dużo zaparcia w sobie, kontroli nad swoim czasem a także zdolności organizacyjnych. W odstawkę idzie również typowo „studenckie życie”, które swoją drogą nigdy nie pasowało do mnie.
Co semestr borykałam się z układaniem planu i godzeniem dwóch kierunków – nie raz usłyszałam od prowadzących, że jak nie daję radę to może powinnam z jednego zrezygnować, mimo, że oceny miałam bardzo dobre a jedynym wyzwaniem była „teleportacja” między zajęciami, budynkami, salami i układanie planu tak bym mogła pojawić się na wszystkich zajęciach. Nie wchodząc w szczegóły – bo post i tak wyjdzie bardzo długi. Udało mi się. Ukończyłam logistykę z wyróżnieniem, prowadziłam koło naukowe i udzielałam się w życiu akademickim. Na ostatnim semestrze logistyki przeprowadziłam się i przeniosłam informatykę na Politechnikę Wrocławską. Po nadrobieniu różnic programowych obroniłam inżyniera na ocenę bardzo dobrą. W między czasie realizowałam już studia magisterskie z logistyki (na ZIPie) również we Wrocławiu. Nie żałuję, że tak właśnie potoczyła się moja edukacja, bo logistyka bardzo wiele mi dała, również w kontekście programowania i przydaje mi się nadal.
Programowanie to jest to co lubię
Jak u mnie było z programowaniem? Przychodząc na studia informatyczne jak możecie się domyślić nie było zbyt wiele kobiet (jeśli dobrze pamiętam było nas 6-7 na 180 osób na roku). Dziwiło mnie, że przy tak dużym postępie i dążeniu do wyrównania ilości zatrudnionych kobiet w IT można spotkać się z tak skrajnym podejściem. Jeśli komuś wydaje się „kobieta na informatyce to ma prosto, wszyscy wykładowcy idą im na rękę a jeszcze koledzy pomogą i tak o sobie studiują za to, że są”, to jest w wielkim błędzie. Na swojej drodze spotkałam różnych ludzi. Wielu bardzo życzliwych i sporo mających wielkie obiekcje do obecności blondynki na takim kierunku.
Niestety ale o ile uwielbiam pracować z płcią przeciwną, o tyle na studiach nie raz spotkałam się z bardzo nieadekwatnym podsumowaniem mojej osoby – właśnie w kategoriach, że z pewnością nic nie muszę lub że to nie dla mnie… Nigdy nie wchodziłam w dyskusje z tym związane a moją obroną była moja wiedza. Bardzo szybko okazało się, że po prostu jestem w tym bardzo dobra, bo moje programy nie tylko rozwiązują zadanie ale również są wydajne i estetycznie napisane. Nie mniej jednak wybierając karierę zdominowaną przez płeć przeciwną (w obie strony) trzeba mieć silny charakter i poczucie własnej wartości (z którym nawet u mnie różnie bywa).
Programowanie nie dla każdego
Kłamałabym mówiąc, że każdy może być świetnym programistą. Jak w każdym zawodzie, można się tego nauczyć, jeśli jednak się nie wciągniesz w ten temat to nie spodziewaj się, że zmieni się to z czasem. Możesz zostać fantastycznym programistą / programistką z wielką wiedzą techniczną ale nie koniecznie da Ci to spełnienie zawodowe. Wybór tego kierunku z przyczyn, że jest modny i daje potencjalnie duże zarobki nie jest dobry. Nie należy się jednak poddawać przy pierwszej próbie. Czasem inny język / technologia mogą się okazać tymi, które zainteresują. Patrząc dookoła, wiele osób programowanie po prostu frustruje (było to widoczne np. na zajęciach z programowania w Visual Basic na logistyce, czy przy próbie nauki mojej szwagierki) wtedy po prostu nie ma co się pchać bo nie będziecie w tym szczęśliwi. Ja chemię do programowania poczułam przy pisaniu moich pierwszych programów w C++, od początku (już w Pascalu) wielką frajdę sprawiało mi pisanie tak by działało i szukanie błędów w kodzie. Niekiedy przysparzało mi to wielkich frustracji ale gdy już ruszyło radość nagradzała resztę i uwielbiam do dziś ten proces twórczy.
Studia to nie wszystko
Jeśli komuś wydaje się, że studia wystarczą to również jest w wielkim błędzie. Studia pozwalają na odnalezienia swojego kierunku ale osobiście znam wielu programistów, którzy studiów nie ukończyli a pracują w tym zawodzie i zarabiają super pieniądze. Jest to jedna z tych branży, w których bardziej liczy się wiedza niż wykształcenie. Na studiach jest zbyt szeroki zakres tematów, bo uczyliśmy się między innymi C++ / C# / Javy /sieci komputerowych / układów / grafiki. Nie ma więc szans by wszystkiego dowiedzieć się na uczelni. Ponadto jest wiele technologii, których po prostu na studiach nie ma.
Najwięcej wiedzy zdobyłam w czasie stażu. Zamiast miesięcznej obowiązkowej praktyki udało mi się załatwić płatny pół roczny staż. To na nim pierwszy raz zobaczyłam tak duży kod. Poznałam jak wygląda prawdziwa praca zespołowa, organizacja i procesy tworzenia. Mogłam również ocenić co ze studiów na prawdę mi się przydaje. Wiecie co? Logiczne myślenie! Żeby zostać dobrym programistą przede wszystkim potrzebna jest smykałka do rozwiązywania problemów – przekładania ich na algorytmy a na koniec oprogramowanie tego wszystkiego.
Po stażu i obronieniu mojego inżyniera ruszyłam na poszukiwania pierwszej pracy na etat. Wielu programistów pracuje już w czasie studiów – jest to najlepsza możliwość, gdyż pozwala na największy rozwój. W moim przypadku przy studiowaniu dwóch kierunków dziennie, staż był bardzo dużym obciążeniem i niestety przypłaciłam to zdrowiem.
Pracę znalazłam bez problemu – wszędzie gdzie startowałam w rekrutacji dostałam propozycję współpracy, tak więc firma dla której pracuję od ponad dwóch lat była moim świadomym wyborem. Warto wspomnieć, że na tym etapie logistyka była moim dodatkowym atutem i nadal pomaga mi w karierze. Pracuję w IT od ponad 2,5 roku z przerwą na urodzenie mojej wspaniałej córeczki. W ciąży pracowałam prawie do końca a na macierzyńskim byłam pół roku. Po tym czasie powrót nie był prosty. Zajęło mi z miesiąc – dwa zanim wróciłam na moje stare torty. Niestety ale jest to branża w której długie przerwy nie służą.
Co jest potrzebne na początek
Jeśli marzy Wam się podjęcie pracy jako programista, lub po prostu chcecie ocenić swoje szanse w branży IT musicie znać podstawy wybranej technologii / języka programowania. Jak wybrać? Tu sposobów jest wiele. Jeśli wybieracie się dopiero na studia to spokojnie uczelnia pokaże Wam przykłady dzięki którym, możecie znaleźć coś dla siebie. Gdy natomiast nie masz ochoty na wieloletnią naukę wystarczy dobra książka, kurs stacjonarny czy online. W sieci jest pełno materiałów które pomogą Wam poznać podstawy. Najważniejsze to pisać, pisać, pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Programowania nie da się nauczyć tylko czytając. Trzeba samemu napisać kod a idealnie, jeśli macie kogoś kto może Wam sprawdzić jego jakość i poprawić błędy lub wskazać co można zrobić lepiej. Do motywacji możecie skorzystać np. ze stron z zadaniami, gdzie wysyłając prawidłową odpowiedź dostajecie kolejną zagadkę.
Decydując się na samo rozwój warto brać udział w pisaniu oprogramowania open source lub realizacji projektów – tak by móc pokazać coś swojemu przyszłemu pracodawcy. Tutaj jeden duży program jest wart znacznie więcej niż wiele mniejszych.
Osobną drogą jest certyfikacja. Z nią podobnie jak ze studiami. Może Wam pomóc, jednak nie jest konieczna. Robienie wszystkich certyfikatów jak popadnie też mija się z celem. Lepiej mieć kilka dobrej jakości i trudniejszych do zdobycia niż całą teczkę śmieciowych.
Być kobietą w IT
Jako pracująca programistka mam odczucia podobne jak na studiach. Spotykam zarówno życzliwych jak i takich, którzy czekają tylko na potknięcie. Czasem na moje pytania uzyskuję trafne odpowiedzi, a czasem mam wrażenie, jakby moje kompetencje nie były doceniane a wręcz zaniżane i dostaję wykład z podstaw zamiast oczekiwaną pomoc. Niestety często, gdy poznaję nowe osoby, które dowiadują się że pracuję w IT słyszę pytanie: „Jesteś treserką?”. Dlaczego mnie to irytuje? Bo pokazuje to jak mocno zaszufladkowane są nadal kobiety w tej branży. Skoro tu pracujesz to Twoje potencjalne role na pewno są ograniczone. Według mnie to czy będziesz świetnym programistą lub programistką nie ma nic wspólnego z płcią. Nas kobiet jest mniej ale nie znaczy to, że jesteśmy gorsze.
Praca w mocno męskim towarzystwie mi odpowiada, chociaż według mnie wymaga dużego dystansu. W tej branży ludzie raczej chętnie wymieniają się doświadczeniem i pomagają rozwiązać problemy, chociaż jak zawsze zależy na kogo trafisz. Czy przy tym częściowym zacofaniu warto iść w te ścieżkę? Jeśli to to co lubisz jak ja to śmiało. Na wszystko znajdzie się metoda, trzeba tylko przed sobą samym uczciwie oceniać swoje możliwości.
Na koniec najważniejsze. Ścieżki IT nie wyobrażam sobie bez języka obcego – głównie angielskiego, choć w zależności od regionu niemiecki również się przyda. Potrzeba ta wynika z rynku i bez tego ani rusz. Znając obcy język oraz podstawy wybranej technologii bez problemu powinniście znaleźć staż czy pracę. Wystarczy pozostać otwartym na możliwości rozwoju w firmie i być chętnym do poszerzania swojej wiedzy.
Moja kariera jest dopiero na początku (biorąc między innymi pod uwagę ile lat zostało mi do emerytury). Ciekawa jestem czy za rok, dwa, pięć lub dziesięć zmienię mocno zdanie, czy raczej utwierdzę się w tym co już poznałam.